Gratuluję zwycięstwa i od razu poproszę o Twoją opinię o rywalizacji w Gran Fondo Gdynia 2021.
Poziom zawodników jadących w peletonie był bardzo wysoki. Od samego początku próbowaliśmy atakować, by rozerwać peleton, by zrobiła się selekcja, ale na każdym podjeździe grupa się „zbijała”. Naprawdę sporo mocnych zawodników z całej Polski się zjechało. Dopiero około 60 kilometra udało się zrobić sensowną ucieczkę. Odjechałem razem z kolegą, z którym tydzień temu startowałem w Mistrzostwach Polski Masters, potem jeszcze jeden zawodnik do nas dołączył. Była współpraca i mocne zmiany, aby w taki sposób dojechać do mety.
Była ostra walka o zwycięstwo tuż przed finiszem z Twoim klubowym kolegą?
Darek (Kołakowski – przyp. red.) wiedział, że jest odcinek pod górę, więc daliśmy sobie znak, że atakuję na podjeździe i to pozwoli mi zbudować przewagę. Nie było sensu, żeby się „tłuc”, a dzięki temu była większa szansa, że dojadę pierwszy, a on wygra sprint o drugie miejsce.
Jak oceniasz całą trasę?
Bardzo fajnie zabezpieczona, super widoczki. Nasza drużyna - Spica Solutions jest z Warszawy, chcieliśmy więc przyjechać zobaczyć okolice. Miałem okazję biegać tu w półmaratonie. Trasa bardzo mi się podobała, były pagórki, które „wchodziły w nogi”. Była też wymagająca końcówka, na 110 kilometrze zaczynają się zjazdy, więc to, co się tam wypracuje, to bardzo prawdopodobne, że do mety zostanie „dowiezione”.
Opowiedz proszę o swoim kolarskim doświadczeniu, wspomniałeś o Mistrzostwach Polski Masters.
W zasadzie można powiedzieć, że jestem amatorem, dopiero od roku ścigam się na szosie, wcześniej sporo jeździłem MTB. Teraz w ramach teamu wystartowaliśmy z kolegą w mistrzostwach, byliśmy na 1 i 2 miejscu (Kołakowski zwyciężył, Sładek był drugi – przyp. red.). Pewne doświadczenie już jest, nasza strategia drużynowa działa i widać, że naprawdę się sprawdza, czego dowodem też ta impreza. W przypadku takich wyścigów jak Gran Fondo Gdynia liczy się już element strategii drużynowej.
Jest radość i satysfakcja, że ponownie można się realnie ścigać? Brakowało tego?
Super, że w końcu możemy tak „polatać”. Całą zimę trenowałem wirtualnie więc to, że możemy już ścigać się ramię w ramię, spojrzeć rywalowi w oczy, próbować ocenić, kto jeszcze ma ile sił, albo jaką ma strategię. Do tego możemy się ponownie spotkać z innymi zawodnikami, których już wcześniej mieliśmy okazję poznać podczas zawodów. To wszystko jest po prostu nie do zastąpienia.
Po raz pierwszy startowałeś w Gran Fondo Gdynia?
Tak, to był mój pierwszy raz, ale widzę sporo doświadczenia organizatorów wynikającego z przygotowania imprez triathlonowych, bardzo fajnie zostało to wykorzystane. Trasa super, bardzo dobrze zabezpieczona, nie było żadnych niebezpiecznych sytuacji. Fajnie, że były strefy z wodą i to nawet aż za dużo mógłbym powiedzieć (śmiech), bo dla porównania, tydzień wcześniej na Mistrzostwach Polski Mastersów w ogóle nie było wody, przy temperaturze ponad 30 stopni Celsjusza.
To skoro o temperaturze wspomniałeś, pogoda chyba była bardzo dobra do jazdy?
Pogoda była idealna, trochę każdy narzekał, że trzeba tak wcześnie wstać, żeby zdążyć na start o 7:00, ale dzięki temu temperatura była taka, że nikt nie mógł usprawiedliwiać się ogromnym upałem.
Zdradź nam proszę jeszcze Twoje plany startowe na przyszłość?
Za tydzień mam zaplanowany ultra maraton MTB, by trochę odpocząć od szosy. Pewnie jakąś trzydniówkę w Nowym Targu pojedziemy. Całą drużyną weźmiemy jeszcze udział w Tatra Road Race oraz w październiku wystartujemy za granicą, by fajnie zamknąć sezon.
A na Gran Fondo Series jeszcze wrócisz?
Tak, myślę, że tak. Wszystko było super.